Wznowione dwa lata temu śledztwo nie pozwoliło znaleźć dowodów na wysuwane wcześniej hipotezy, że tragedia mogła być efektem celowego działania. Wiele osób wskazywało, że w 1990 r. na statku doszło do podpalenia. Jeden z emerytowanych duńskich ekspertów zasugerował nawet na początku tego roku, że wina leży po stronie załogi. Według niego działania te miały być zaplanowaną akcją, a podpalenie miało mieć na celu wyłudzenie odszkodowania. Norweska agencja NTB miała ustalić, że właściciel promu Scandinavian Star otrzymał 14 milionów dolarów rekompensaty. Policja nie znalazła jednak dowodów, które mogłyby stanowić potwierdzenie tej teorii.
„W tak skomplikowanej sprawie sprzed 24-26 lat nie możemy się niestety spodziewać odpowiedzi na wszystkie pytania” - powiedział Hans Sverre Sjovold z policji.
Z rozstrzygnięć nie są zadowolone rodziny ofiar katastrofy oraz członkowie fundacji, która domagała się wznowienia śledztwa w sprawie przyczyn wypadku. Grupa zarzuca policji, że usunęła z akt śledztwa zdjęcia, które mogły mieć istotny wpływ na badanie sprawy.
Do pamiętnej katastrofy, w której śmierć poniosło 159 osób, doszło 7 kwietnia 1990 r. Statek Scandinavian Star płynął wówczas z Oslo do Frederikshavn. Początkowe komunikaty wskazywały, że wszystkie osoby udało się uratować. Potem zaczęły jednak napływać coraz bardziej dramatyczne komunikaty.
Prom Scandinavian Star został zbudowany w 1971 r. W przeszłości wykorzystywany był przez wielu armatorów. 142-metrowy prom pasażersko-towarowy pod nazwą Stena Baltica pływał m.in. dla Stena Cargo Line. Jednostka została zezłomowana w 2004 r.
PromySkat
Źródło: The Local