Tasmański przewoźnik TT-Line Company Pty. Ltd. (nie mylić z niemieckim TT-Line) może się wkrótce znaleźć w poważnych tarapatach, które postawią jego przyszłość pod znakiem zapytania. Z opublikowanego niedawno sprawozdania wynika, że firma, która zajmuje się transportem pojazdów oraz osób na trasach pomiędzy Tasmanią a kontynentalną Australią, nie dokona w najbliższym czasie strategicznych dla jej rozwoju inwestycji. Według specjalistów z branży, brak odpowiednich działań może oznaczać, że działalność operatora przestanie być rentowna.
Należące do TT-Line promy Spirit of Tasmania I i II stanowią jedno z kluczowych ogniw dla gospodarki Tasmanii. Eksperci już dawno jednak wskazywali, że dwa promy to zbyt mało i konieczna jest rozbudowa floty. Z raportu przygotowanego w ubiegłym roku na zlecenie rządu wynika, że przyszłość państwowego przedsiębiorstwa, jakim jest TT-Line, zależy od skali dalszych inwestycji, a najbardziej newralgicznym ich punktem powinien być zakup kolejnych jednostek, które będą operować pomiędzy Tasmanią a kontynentalną Australią. W sprawozdaniu przygotowanym przez analityków można przeczytać wprost, że armator znajdzie się w poważnych tarapatach, jeśli „natychmiast nie poczyni proponowanych inwestycji w dodatkowe statki.” Pojawiły się też sugestie, że optymalnym rozwiązaniem byłby zakup dwóch używanych promów towarowych i jednoczesne przeznaczenie dwóch należących dziś do armatora jednostek Spirit of Tasmania I i II na wyłączne potrzeby przewozu turystów.
„Aby odpowiedzieć na dalsze zapotrzebowanie pasażerów, ale także związane z przewozem turystów, obecna flota musi być uzupełniona o dodatkowe statki” – można przeczytać w sprawozdaniu.
Cały raport przygotowany dla rządu w ubiegłym roku wyciekł niedawno do prasy. Problem polega na tym, że został on zamówiony przez poprzednią administrację, a nowy rząd nie zamierza zastosować się do zawartych w nim wskazówek – kilka tygodni temu jego przedstawiciele zapowiedzieli, że nie planują kupować kolejnych promów. Zamiast tego noszą się z zamiarem poddania modernizacji dwóch należących już do operatora jednostek, na które zamierzają przeznaczyć w sumie 10 milionów dolarów australijskich.
Co się stanie, jeśli rząd rzeczywiście nie kupi nowych statków i poprzestanie na modernizacji obecnej floty? W analizie znalazła się prognoza, która zakłada, że w takiej sytuacji rządowa spółka utraci dochody, które nie pozwolą jej wymienić obecnych statków w przyszłości. TT-Line z powodu rosnących kosztów oraz utraty dochodów będzie zaś wymagał stałych dotacji, by w ogóle się utrzymać na rynku. Brak pilnego zakupu nowych statków spowoduje zaś przede wszystkim zatrzymanie wzrostu gospodarczego Tasmanii.
Decyzja nowego rządu o wstrzymaniu środków na zakup nowych statków rozzłościła eksporterów oraz przedstawicieli branży turystycznej. Rolnicy zastanawiają się, w jaki sposób będą wysyłać dalej świeże produkty. Politycy przekonują tymczasem, że działają w interesie publicznym i nie zamierzają lekkomyślnie wydawać pieniędzy podatników.
Biorąc pod uwagę obecne stanowisko rządu, sytuację może wykorzystać konkurencja. Niektórzy prywatni armatorzy już zacierają ręce. Firma Searoad Holdings już zapowiedziała przeznaczenie 100 milionów dolarów na zakup nowych statków towarowych, które będą pływały przez Cieśninę Bassa.
Państwowa firma TT-Line wykonuje operacje pomiędzy Tasmanią a kontynentalną Australią od 1985 r. Dwa należące do armatora promy kursują pomiędzy mającym 27 tysięcy mieszkańców miastem Devonport w Tasmanii a Melbourne. Firma zatrudnia 700 pracowników. W sezonie 2013/2014 zanotowała ośmioprocentowy wzrost liczby pasażerów. Zgodnie ze stanowiskiem przedstawicieli TT-Line, w najbliższym czasie prognozowane są dalsze wzrosty. Pozostaje pytanie, jak długo ten trend się utrzyma, jeśli rząd nie zdecyduje się na postulowane przez ekspertów inwestycje.
PromySkat
źródło: The Mercury