Kiedy kilka tygodni temu fundusz inwestycyjny Polaris zadeklarował wolę zakupu pakietu większościowego w odnotowującym coraz lepsze wyniki Mols-Linien, wydawało się, że całą operację uda się przeprowadzić gładko. Od tamtej pory wokół duńskiego przewoźnika zrobiło się sporo zamieszania. Pomysł nie przypadł do gustu mniejszościowym udziałowcom, którzy chcą utrzymać w rękach przynajmniej 10 procent akcji i sprzeciwiają się wycofaniu spółki z giełdy, co jest jednym z głównych celów nowego inwestora. Zaprotestowali oni też przeciwko cenie, jaką za udziały zaproponował fundusz inwestycyjny.
Teraz mniejszościowi udziałowcy głośno wzywają do ujawnienia kulisów negocjacji z nowym inwestorem. Wszystko przez niejasności, które niedawno ujrzały światło dzienne. Jak poinformowały duńskie media, zakupem akcji Polaris był też bowiem przedsiębiorca z Aarhus Henrik Lind. Zaproponował on wyższą cenę za zakup akcji (40 koron zamiast 34, jakie za udział gotowy zapłacić był Polaris). Jego oferta została jednak natychmiast odrzucona. Polaris zdecydował się wówczas podnieść cenę za akcję do 40 koron, choć wcześniej zapewniał, że 34 korony to cena ostateczna.
Mniejszościowi udziałowcy kompletnie nie rozumieją decyzji zarządu i domagają się obszernych wyjaśnień. Według nich, istnieje jakiś z góry określony plan związany ze zbyciem udziałów jednemu konkretnemu podmiotowi, jakim stał się fundusz Polaris.
Firma Financial Stability, która należy do skarbu państwa i jest obecnie głównym udziałowcem w Mols-Linien, ogłosiła już, że będzie odrzucać inne propozycje zakupu akcji Mols-Linien. Stanie się tak nawet wtedy, gdy pojawią się nowe, znacznie bardziej konkurencyjne oferty. W praktyce oznacza to, że Polaris niemal na pewno stanie się większościowym udziałowcem w firmie. Już wcześniej o sprawie poinformował duński serwis Finans, który przyznał, że zarząd Mols-Linien odrzucił w sumie dwie konkurencyjne oferty.
Po sfinalizowaniu transakcji fundusz Polaris będzie w posiadaniu 76,19 procent udziałów spółki.
PromySkat
Źródło: Dagbladet Børsen