Sytuacja z dnia na dzień staje się coraz bardziej dramatyczna. Według wulkanologów, wybuch wulkanu Bardarbunga – jednego z największych na wyspie – staje się coraz bardziej prawdopodobny. Jeśli tak się stanie, znów może dojść do paraliżu ruchu lotniczego nad Europą. Już teraz ogłoszony został czwarty w pięciostopniowej skali stopień niebezpieczeństwa dla linii lotniczych. Czy w przypadku, gdy dojdzie do powtórki sytuacji sprzed ponad czterech lat, podróżni jako alternatywę znów wybiorą ofertę operatorów promowych? Jest to bardzo prawdopodobne.
Wydarzenia z 2010 r. nie miały precedensu. Nawet sytuacja po zamachach z 11 września 2001 r. nie miała tak dużego wpływu dla transportu lotniczego w Europie. Cztery lata temu, praktycznie z dnia na dzień, liczba operacji lotniczych wykonywanych nad Starym Kontynentem została ograniczona do rekordowo niskiego poziomu. Przestrzeń powietrzna nad 20 krajami została całkowicie albo częściowo zamknięta. Jeszcze w kwietniu 2010 r. pojawiły się opublikowane przez Eurocontrol (organizacja ds. bezpieczeństwa żeglugi powietrznej) szacunki, które wskazywały, że tylko pomiędzy 15 a 19 kwietnia 2010 r. anulowanych mogło zostać 63 tysiące lotów. Np. w niedzielę, 18 kwietnia odbyło się ok. 5 tysięcy lotów, podczas gdy tydzień wcześniej było ich prawie 25 tysięcy. Zmiana wyniosła zatem ok. 80 procent.
Ale w czasie, gdy linie lotnicze liczyły straty, operatorzy promowi cieszyli się z rekordowych wzrostów - do tego stopnia, że systemy rezerwacyjne w serwisach internetowych niektórych armatorów nie wytrzymywały. Sytuacja taka miała miejsce z serwisem firmy P&O Ferries, a jej przedstawiciele przepraszali, tłumacząc, że w związku ze wzmożonym ruchem, serwis internetowy może nie działać. W związku z tym wzywali wszystkich zainteresowanych do kontaktu telefonicznego.
Poza pojedynczymi niedogodnościami, związanymi ze wzrostem zainteresowania ofertą ze strony pasażerów, większość linii świetnie poradziła sobie w nowej sytuacji.
„Jedną z konsekwencji wybuchu emitującego pył wulkanu jest fakt, że rok 2010 może być rokiem boomu w branży promowej. Wraz z uniemożliwieniem podróży lotniczych, tysiące turystów było zmuszonych powrócić do Wielkiej Brytanii drogą morską. Firmy oferujące przeprawy promowe musiały zmierzyć się z nagłym i olbrzymim wzrostem pasażerów i wygląda na to, że poradziły sobie bardzo dobrze” – informował dziennik „Daily Mail”.
Prawdziwe oblężenie przeżywały wówczas połączenia promowe pomiędzy Wielką Brytania, Irlandią i Europą kontynentalną. Popularne serwisy i dzienniki na bieżąco publikowały listy operatorów oraz połączeń promowych, które stanowić mogły alternatywę dla osób planujących odbyć w tamtym czasie podróż.
Czy w tym roku czeka nas powtórka z 2010 r.? Zgodnie z pojawiającymi się informacjami, linie lotnicze już się na to szykują. Armatorzy też są już pewnie przygotowani są na tę okoliczność. Zdaniem sejsmologów, ryzyko wybuchu wulkanu Bardarbunga wynosi obecnie „pół na pół”.
PromySkat