Jeszcze kilkadziesiąt godzin temu sytuacja wyglądała bardzo poważnie, a strajkujący zapowiadali apogeum swoich działań na środę. Obawiano się całkowitego paraliżu portów, a firmy z branży spedycyjnej, logistycznej, przedsiębiorcy oraz armatorzy poszukiwali alternatywnych rozwiązań. Wiele firm zapowiadało, że zdecyduje się na większe wykorzystanie transportu kolejowego bądź drogowego. Niektórzy armatorzy, np. DFDS, planowali przekierowanie promów do innych portów.
Swoje obawy w związku z zaostrzającą się sytuacją wyrażali analitycy, ogłaszając, że intensyfikacja działań protestujących wpłynie na eksport oraz import towarów. Wyliczono, że strajk może przynieść znaczne straty gospodarce i zagrozić bezpieczeństwu dostaw żywności oraz leków.
„Kiedy kluczowe logistyczne huby, takie jak port w Goteborgu, zostaną wyłączone, ucierpią przedsiębiorstwa, które mają wpływ na wzrost gospodarczy Szwecji czy tworzenie miejsc pracy” - mówił Carl Norell ze Stora Enso, znanego na całym świecie przedsiębiorstwa z branży papierniczej.
Strajkujący zapowiadali, że od środy, od północy ich akcja znajdzie się w szczytowym momencie, a działania obejmą aż 16 portów.
Na szczęście przed nadejściem kulminacyjnego punktu udało się osiągnąć porozumienie. Umowa pomiędzy związkowcami a Portami Szwecji została podpisana w ostatniej chwili, dzięki czemu działania, które miały zostać podjęte już w środę rano, a które mogły doprowadzić do kompletnej blokady głównych szwedzkich portów, zostały wstrzymane.
Zarzewie konfliktu
Związek zawodowy szwedzkich pracowników portowych (Hamnarbetarförbundet) zrzesza 1300 osób. Domagali się oni podpisania odrębnego układu zbiorowego pracy ze Sveriges Hamnar (Porty Szwecji). Ten drugi podmiot – ze względu na zawarte porozumienie z innymi związkami (Svenska Transportarbetareförbundet) – chciał temu zapobiec. Jak tłumaczono, chciano uniknąć wejścia w życie drugiego, równoległego porozumienia z inną grupą. Konflikt trwał od 2016 r., a zaostrzył się w styczniu br.
Źródło: Bloomberg, The Local